czwartek, 26 maja 2011

Dzień mamy

"Kochana Mamo"

Mama, czy to nie jest takie magiczne słowo?

Gdy jej potrzebujesz zjawi się, ucałuje w czoło.

Zawsze pilnuje i dba o twoje zdrowie.

Nigdy złego słowa na ciebie nie powie.

Czuwa nad tobą w dzień i w nocy.

By diabeł nie miał nad tobą mocy.

Wystarczy że jedno zdanie wypowiesz.

Jak bardzo cię kocha zaraz się dowiesz.

Gdy cię weźmie pod rękę i przytuli do piersi.

W kolejce do szczęścia możecie być pierwsi.

I gdy tak tuli mnie mama do siebie.

A na twarzy ma uśmiech jak księżyc na niebie.

Czuję się szczęśliwy i taki bezpieczny.

Lubię jak się śmieje gdy jestem grzeczny.

Bo kto przy moim łóżku czuwał noc ciemną?

Kto w złych chwilach łzy wylewał nade mną?

Więc pytam czy za te trudy i prace.

Czy ja się tobie mamo kiedyś odpłacę.

Zrobię wszystko żebyś się tylko cieszyła.

Postępował będę jak mnie tego nauczyłaś.

Bo miłość matki, to głębina morza,

Czysta jak kryształ, a piękna jak zorza.

Ważna że nikt tego pojąć nie może.

Czymże być musi jej miłość, mój Boże.


Wszystkiego najlepszego dla wszystkich mam :]

środa, 25 maja 2011

Witam oto kolejny wiersz który napisałem Jak byłem w Wrocławiu

„Nadzieja”

W pochmurny dzień, ona słońca promykiem.

W trudnych chwilach także rąk matki dotykiem.

I gdy sił nie masz, uśmiechem jest dziewczyny.

A czasem rozmiaru czterolistnej koniczyny.

Lecz bywa że leży na brudnej podłodze.

Porzucona przez ludzi pogrążonych w trwodze.

Bo życie lubi sprawiać wielkie radości.

Choć czasem stawia na drodze nieproszonych gości.

Tworzy trudne i niebezpieczne wyzwania.

Pełne cierpienia i przeszkód nie do pokonania.

Po niektórych zostają blizny lub na sercu rany.

Lecz zawsze jest łatwiej gdy w nadziei trwamy.

Nie czekaj i szybko zbrataj się z Bogiem.

Posłuchaj człowieku co ci teraz powiem.

Choć czasem jest ciężko i świat się zmienia.

Pamiętaj że zbawieniem może być nadzieja.

niedziela, 15 maja 2011

Ona

Nowy wiersz. Nie jest dobry ale postanowiłem go wstawić :)

Jej włosy koloru żytniego kłosu.

Kocham słuchać jej pięknego głosu.

Twarz bardzo łagodna i wciąż uśmiechnięta,

Jakby miała lat 10 lub to były święta.

A oczy błękitne niczym morza Toń

Spojrzała na mnie ściskając mą dłoń,

Usta czerwone, w górę zadarty nos.

Przy jej boku nie czuje się trosk.

Dookoła wiosna a na czubku drzewa,

Przepiękną piosnkę kukułka nam śpiewa.

I nagle poczułem jej bliskości brak.

Zbliżyłem się do niej by poczuć jej smak.

I myślałem, słuchając tej kukułki granie.

Czy to jest przyjaźń, czy to jest kochanie.

Wiersz " Anioł"


Wiersz ten napisałem przedwczoraj w górach :) Miłego czytania.

Anioł zszedł na ziemię i spojrzał mi w oczy.

Stało się to dzisiaj około północy.

Skrzydła bardzo duże a na twarzy trwoga.

Powiedział że wysłannik on ze strony Boga.

Dłoń mi uścisnął i potężnym głosem,

Wyjawił, że ostatnio rozmawiał z mym losem.

Po dłuższej rozmowie powiedział mu Los

Że przyszłość moja pełna jest trosk.

Przeznaczenie zadanie przede mną postawi.

Lecz Bóg od niego przysięga że zbawi.

Stawił on jednak jeden wielki warunek,

Że wiara to mego życia ma być kierunek.

Modlitwa to ma być moje oręże,

A wtedy tę walkę na pewno zwyciężę.

Napomniał bym o zdrowiu mym bez przerwy marzył

I uśmiech zagościł na anioła twarzy.

Staliśmy tak na łące, zapachniała trawa.

Wtem zniknął anioł niczym jakaś senna zjawa.


wtorek, 10 maja 2011

Dziewczynka na cmentarzu

-Chłodny wiatr przegnał liście wzdłuż cmentarnych alejek. Bezlistne drzewa niechętnie poruszały rozczapierzonymi gałęziami. Było wilgotno. To pamiętam na pewno. Płomienie tysięcy zniczy mrugały na wietrze. Nawet na tych zapomnianych i opuszczonych grobach migotały pojedyncze lampki, zapalone życzliwą ręką przechodniów.

-A dziewczyna? Widział ją pan? Wiedział pan co zamierzała zrobić?

-Nie od razu. Usiadłem przy mojej świętej pamięci mamusi. Po odmówieniu modlitwy moją uwagę przykuła mała osóbka, siedząca przy grobie znajdującym się kawałek dalej. Dziewczynka, opatulona w za duży czarny płaszcz, siedziała na niskiej ławeczce przed skromnym, kamiennym nagrobkiem. Na granitowej płycie leżała biała róża a bliżej palił się mały znicz. Wiatr starał się bezskutecznie zdmuchnąć płomień. Dziewczyna postawiła kołnierz płaszcza i przygarbiła się. Miała delikatną twarz po której spływały wręcz rude loki. Nie zwracała uwagi na krzątających się przy pobliskich grobach ludzi. Siedziała niemal nieruchomo, wpatrując się w walczący z wiatrem płomień. Pochylał się, niemal znikał w podmuchach, ale za każdym razem odradzał się. Podszedłem do niej z zamiarem zapytania, co robi sama w takim miejscu.

-Mogę?-zapytałem. Kiwnęła tylko głową. Usiadłem bez słowa. Siedzieliśmy tak w milczeniu, obserwując chwiejący się płomień.

-Po raz pierwszy nie siedzą tutaj sama.-odezwała się cicho.Sskinąłem głową.

-Gdzie są twoi rodzice?-spytałem.

-Tutaj.-odpowiedziała po czym położyła mi głowę na ramieniu. Nie wiedziałem co zrobić i po prostu ją objąłem. Spojrzałem na nagrobek. Były na nim wypisane dwa imiona.

-Jestem sama…..-szepnęła – Całkiem sama…

- Wiem że czujesz się osamotniona ale myślę, że twoi rodzice nie chcieliby, żebyś siedziała tu taka smutna.

- Nie jestem smutna- powiedziała. - Ja się cieszę. Przecież niedługo ich zobaczę.

- Co masz na myśli? – zapytałem. I wtedy to się stało. Zawiał mocny wiatr i płomyk przegrał walkę. Zgasł, zapowiadając cos złego. Usłyszałem huk , Dziewczyna drgnęła. Siedziałem chwile w bezruchu bojąc się poruszyć. Poczułem jak głowa dziewczyny przestaje ciążyć na mym ramieniu i zaczęła osuwać się w tył. Złapałem ją by złagodzić upadek. Z jej ręki wypadł pistolet. Położyłem ją delikatnie na podłodze. Wszędzie było pełno krwi. Spojrzałem jej w oczy. Uśmiechała się a ja zacząłem płakać.

- Co było dalej?- zapytał inspektor spisując moje zeznania.

- To by było tyle. Zadzwoniłem po karetkę i starałem się zatamować krwotok. Niestety było już za późno. Dziewczyna odeszła. Ale przed śmiercią powiedziała mi jeszcze pewną rzecz. Konkretnie kilka pięknych zdań. Brzmiały mniej więcej tak : Niech pan nie płacze. Przecież idę do mojej mamy i taty. Zaraz przyjdzie do mnie pan Jezus. Ja wstanę, złapię go za rękę i powędrujemy po chmurach naprzeciw moim rodzicom.-I tak zakończyłem zeznanie. Pan inspektor chwile jeszcze coś notował po czym pozwolił mi iść do domu. Wstałem, lecz nie skierowałem się w kierunku głównej bramy. Skręciłem w lewo. Minąłem radiowóz, przeszedłem pod taśmą policyjną i stanąłem przed ławką na której jeszcze przed godziną siedziałem z tą piękną dziewczynką. Wyjąłem z kieszeni zapalniczkę i zapaliłem znicz. Płomień znów odrodził się i powstał by walczyć z wiatrem.

Hej

Hej jestem Grzesiek :) Jestem uczniem gimnazjum w Zgorzelcu i będę tu zamieszczał ( za namową znajomych) moje prace :) Miłego czytania